Nawet ponad trzy tysiące "nadprogramowych" pierwszoklasistów może pójść do szczecińskich szkół jeszcze we wrześniu tego roku. Czy będzie dla nich miejsce? Miasto zamierza przeprowadzić wśród rodziców ankietę
Zgodnie z decyzją Ministerstwa Edukacji Narodowej już we wrześniu tego
roku do szkół mogą pójść sześciolatki. Dla gmin oznacza to spory
problem, bo nie wiedzą, ile dokładnie dodatkowych pierwszoklasistów
rozpocznie naukę. W tej chwili bowiem decyzja o posłaniu do szkoły
sześciolatka należy do rodziców. Podobnie będzie w 2009 r. i w 2010 r.
Dopiero od 2011 r. obowiązek rozpoczęcia nauki obejmie wszystkich
sześciolatków.
- Jeżeli Michał nauczy się do tego czasu czytać, a wszystko na to
wskazuje, to chciałbym, żeby już w tym roku poszedł do pierwszej klasy
- mówi Andrzej, ojciec sześciolatka. - Zerówka byłaby dla niego rokiem
straconym, rokiem zabawy, którą można sobie darować.
Podobnie może myśleć więcej rodziców. Ilu? Nie wiadomo. Teoretycznie w
Szczecinie we wrześniu naukę mogłoby rozpocząć, oprócz siedmiolatków,
także ponad 3 tys. sześciolatków. Z danych Urzędu Statystycznego wynika
bowiem, że w 2002 r. w naszym mieście urodziło się 3091 dzieci (to
tegoroczne sześciolatki), a z końcem czerwca ub. roku na skutek
migracji ludności było ich w mieście nawet więcej, bo 3167.
Sześciolatków będzie przybywać. W 2003 r. urodziło się 3275 dzieci, w
2004 - 3327, a w 2005 - 3422 dzieci.
Miasto już zaczęło przygotowania do przyjęcia "dodatkowych"
pierwszaków. Do 10 stycznia ma być gotowa analiza demograficzna
wszystkich podstawówek, z której urzędnicy dowiedzą się, ilu
sześciolatków pójdzie do szkół w poszczególnych rejonach miasta.
Urzędnicy wpadli też na pomysł, jak dowiedzieć się, ilu z nich pójdzie
w tym roku do szkoły.
- Od pani wiceprezydent usłyszałem, że magistrat przygotowuje ankietę
skierowaną do rodziców sześciolatków z pytaniem, czy zamierzają w tym
roku posłać dziecko do szkoły - mówi Paweł Bartnik, przewodniczący
komisji edukacji w radzie miasta. - Po raz kolejny też podkreślił, że w
tej sytuacji należy wstrzymać restrukturyzację (łączenie i likwidację)
szkół.
- Bo gdzie my te wszystkie dzieci pomieścimy? - pyta Bartnik. -
Oczywiście w następnych latach sytuacja się trochę unormuje, ale w
kilku najbliższych, w "okresie przejściowym", nie będzie miejsca dla
dzieci, jeśli pozamykamy szkoły!
3100 dzieci to, mówiąc obrazowo, o sześć szkół podstawowych w mieście
więcej (licząc po ok. 500 dzieci w każdej). - Sam likwidowałem żłobki
jako prezydent - mówi Bartnik. - A teraz okazuje się, że są potrzebne.
Gdybym to wiedział te dziesięć lat temu, na pewno wszystkich bym nie
pozamykał. Miasto też powinno spojrzeć teraz na szkoły w ten sposób,
likwidacja nie może być wartością samą w sobie.
Tymczasem w planach Urzędu Miasta jest zlikwidowanie Szkoły Podstawowej
nr 5 przy ul. Królowej Jadwigi, której uczniowie mieliby zostać
przeniesieni do SP 61 przy ul. 3 Maja. Paweł Bartnik twierdzi, że
prezydent obiecał mu, iż wycofa się z tych planów. Ale magistrat tego
nie potwierdza.
- Decyzja jeszcze nie została ostatecznie podjęta. Wymaga to
szczegółowych analiz, które w tej chwili prowadzi wydział oświaty -
pisała wczoraj na czacie zastępca prezydenta Szczecina Elżbieta Masojć
zapytana, czy pójście sześciolatków do szkoły pokrzyżuje
restrukturyzacyjne plany urzędników.
Podkreśliła jednak, że restrukturyzację "robić warto, bo (..) dzięki
ubiegłorocznej restrukturyzacji w tegorocznym budżecie mamy większe
pieniądze na rozwijanie uzdolnień dzieci i wspieranie tych uczniów,
którzy mają kłopoty w nauce".
Restrukturyzacja oświaty w Szczecinie trwa już od czterech lat. Tylko w
ubiegłym roku miasto chciało zamknąć dwie podstawówki, pięć gimnazjów,
osiem liceów profilowanych, dwa przedszkola i jedno liceum
ogólnokształcące. Co roku plany miasta napotykały na ostry sprzeciw
rodziców, nauczycieli i części radnych. Ostatecznie kurator zablokował
likwidację dwóch podstawówek i dwóch gimnazjów, a do tej pory w tych
sprawach trwa wymiana pism - zażaleń i opinii między urzędami.