Prof. Waldemar Tarczyński jest jedynym kandydatem na rektora US. Na uczelni powstała jednak opozycja, która chce uniemożliwić mu reelekcję. Chodzi o pieniądze
Termin zgłaszania kandydatów na stanowisko rektora US minął w piątek.
Wybory odbędą się w poniedziałek. Oprócz aktualnie urzędującego
rektora, prof. Tarczyńskiego, nie zgłosił się nikt inny. Nie znaczy to,
że obecny rektor może być pewny wygranej. Na uczelni szyki zwiera
opozycja wobec niego. Podstawowy zarzut: utrzymywanie podziału na
"bogatych" i "biednych" na uczelni.
- Rektor Tarczyński de facto
u władzy jest już od dawna, był prorektorem jeszcze za czasów prof.
Zdzisława Chmielewskiego - mówi jeden z przeciwników Tarczyńskiego.
Prosi o zachowanie anonimowości, bo, jak mówi, "władza zniszczy
każdego, kto się jej otwarcie sprzeciwi". - Wtedy doszło do podziałów
na bogatych i biednych i ta sytuacja trwa, a nawet się pogłębia.
Opozycjoniści
rekrutują się z tych "biednych", czyli pracowników wydziałów, które
mają najniższe wyniki finansowe na US: matematyczno-fizycznego,
filologicznego i teologicznego.
Chodzi o zarobki. Najlepiej
zarabia się na wydziałach ekonomicznych: wydziale nauk ekonomicznych i
zarządzania, z którego wywodzi się rektor Tarczyński, i wydziale
zarządzania i ekonomiki usług przy ul. Cukrowej. "Gazeta" dotarła do
dokumentu z wykazem średnich zarobków pracowników na poszczególnych
wydziałach uczelni. Największe różnice są w płacach profesorskich. Na
przykład profesor z WNEiZ zarabia miesięcznie 9339 zł (bez godzin
ponadwymiarowych), a na wydziale nauk przyrodniczych 8656 zł. Tymczasem
profesor na wydziale matematyczno-fizycznym ma 6562 zł, na filologii
6740 zł, a na wydziale teologicznym 6489 zł. Te rozbieżności wyrównują
się przy najniższych etatach. A to profesorowie mają najsilniejszy głos
w wyborach na uczelni.
- To nieprawda - broni się rektor
Tarczyński przed zarzutem pogłębiania podziałów. - Wystarczy
prześledzić protokoły posiedzeń senatu i można sprawdzić, że występuję
przeciwko podziałowi na biednych i bogatych. A jeśli jest opozycja, to
powinna swoje stanowisko wyartykułować wprost, oficjalnie, a nie tuż
przed wyborami, żebym nie miał czasu na ustosunkowanie się do nich.
Ale przeciwnicy Tarczyńskiego nie czują się jeszcze mocni.
-
Nie mamy kandydata na rektora, bo każdy bał się do tej pory wychylić -
wyjaśnia nasz informator. - Ludzie boją się, że jeśli nie uda się im w
wyborach, rektor i jego współpracownicy go "zniszczą". Ale postaramy
się nie dopuścić do reelekcji Tarczyńskiego.
Wystarczy, że
podczas poniedziałkowego tajnego głosowania rektor Tarczyński nie
uzbiera wymaganych 50 proc. plus jednego głosu elektorów. Wybory trzeba
będzie wtedy powtórzyć. - Przez ten czas zbierzemy siły i znajdziemy
naszego przedstawiciela. To głosowanie wyjaśni nam tak naprawdę, jaką
mamy siłę w kolegium elektorów - mówi jeden z profesorów opozycjonistów.