Uczniowie się cieszą, szwaczki tracą pracę. Zniesienie obowiązku noszenia mundurków w szkołach to cios dla branży odzieżowej. - Zażądamy od szkół odszkodowań za zerwane kontrakty - zapowiadają firmy
Od 1 września podstawówki i gimnazja nie mają już obowiązku
egzekwowania od uczniów noszenia jednolitych strojów. Ministerstwo
Edukacji uchyliło, wprowadzony na siłę rok temu przez byłego ministra
Romana Giertycha, nakaz. Teraz to szkoła decyduje, czy chce mieć u
siebie mundurki, czy nie.
- Z inicjatywą rezygnacji z
jednolitych strojów mogą występować dyrektor szkoły, rada rodziców lub
rada pedagogiczna. Potrzebna też jest opinia samorządu uczniowskiego -
mówi zachodniopomorski kurator oświaty
Artur Gałęski.
I
szkoły rezygnują. W pierwszym tygodniu nauki mundurkowy przymus
zlikwidowało kilkanaście z nich. Dokładnej liczby nikt nie zna, bo
dyrektorzy nie muszą tego zgłaszać ani w kuratorium, ani w miejskim
wydziale oświaty. W większości szkół decyzji jeszcze nie podjęto -
najpierw, podczas wywiadówek, głos w tej sprawie mają zabrać rodzice.
Zakłady
szyjące mundurki liczą straty. Największe ze szwalni mogą stracić nawet
po kilkaset tysięcy złotych. Szczecińska firma Kings, która w ubiegłym
roku ubrała 17 tys. uczniów w 50 szkołach, teraz nie ma roboty.
-
Zamówienia złożyło zaledwie sześć szkół, a zrezygnowało już osiem. Nie
wiemy, co zrobią pozostałe - mówi Wojciech Kunstman, współwłaściciel
szwalni. - Spodziewam się straty ok. 200 tys. zł. Musiałem już zwolnić
dwie osoby, które były odpowiedzialne za mundurki.
Największy problem producenci strojów mają z zapasami tkanin, dzianin i dodatków, które zrobili w tamtym roku.
-
Kupowaliśmy ogromne partie materiału po niższych cenach, by w każdej
chwili móc doszyć dodatkową partię mundurków - mówi Joanna Gołdeja,
właścicielka firmy OZI, która ubrała w swoje stroje uczniów 30 szkół. -
Teraz mamy 20 szkół i zalegające zapasy materiału.
Największe
problemy finansowe mają małe zakłady krawieckie. Firma Fanfaronada
szyła mundurki dla czterech szkół. Dwie już zrezygnowały. - Dla nas to
cios. Straty liczymy w tysiącach złotych - martwi się Daria Salamon,
właścicielka.
Część szwalni miała podpisane ze szkołami i radami
rodziców kilkuletnie umowy na dostarczanie mundurków. Zapowiadają, że
będą żądać odszkodowań za ich zerwanie.
- Umowy były na trzy i
sześć lat. Tylko niektóre miały zapis, że umowa ulega rozwiązaniu w
sytuacji rezygnacji z przymusu noszenia mundurków - mówi Kunstman. - W
wypadku szkół, które tego nie zastrzegły, a teraz nie chcą się wywiązać
ze zobowiązań, będziemy żądać odszkodowań. Oddałem już sprawę prawnikom.
Niektóre szkoły decyzję o rezygnacji z mundurków podjęły jeszcze przed wakacjami. Te prawników się nie boją.
-
Była ankieta. Rodzice zdecydowali, że rezygnujemy ze strojów. Umowa ze
szwalnią została wypowiedziana w maju, udało nam się zachować
trzymiesięczny okres wypowiedzenia. Nikt nie może żądać od nas
odszkodowania - mówi Małgorzata Wójcik, dyrektorka SP 53 przy ul.
Chopina.