Dwie byłe pracownice wydziału prawa zarzucają plagiat innej doktor, a władzom uczelni mobbing i działanie niezgodne z prawem. Sprawę bada prokuratura i Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego
O prawdopodobieństwie popełnienia plagiatu i oszustwa przez dr Marzenę W. z Katedry Kryminalistyki i Kryminologii Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Szczecińskiego zawiadomiły prokuraturę w październiku i listopadzie dwie inne panie doktor, jej byłe koleżanki z katedry. Oszustwo podejrzewał już wcześniej ówczesny kierownik katedry prof. Karol Sławik (od października 2007 r. na emeryturze). Powiadomił władze wydziału. Po trwającym niespełna dwa miesiące postępowaniu wyjaśniającym, w lipcu 2007 r. sprawę umorzono. Rzecznik dyscyplinarny prof. Marek Skwara nie dostrzegł znamion kradzieży autorskiej.
Habilitacja na skróty?
Wcześniej prof. Sławik poprosił o przeprowadzenie wewnętrznego śledztwa dr Krystynę Bronowską i dr Elżbietę Żywucką-Kozłowską. Obie uznały, że co najmniej w czterech przypadkach ich koleżanka dokonała nadużyć. Najwięcej zastrzeżeń wzbudziła jej praca habilitacyjna pt. ,,Percepcja pozazmysłowa jako niekonwencjonalna metoda w praktyce organów ścigania", w której dr Marzena W. powołuje się na akta spraw, do których - jak twierdziła - miała bezpośredni dostęp.
- Ustaliłyśmy, że prokuratury z Zabrza, Suwałk i Kamienia Pomorskiego nie udostępniały nikomu akt spraw kryminalnych, które opisuje pani doktor. Nie mogła ich widzieć - podkreśla Żywucka-Kozłowska. - Podaje także, że badała jasnowidzów współpracujących z policją, m.in. Krzysztofa Jackowskiego z Człuchowa. Jasnowidz temu zaprzecza.
- Ankiety na temat zdolności pozazmysłowych jasnowidzów wypełniłam sama w oparciu o różne publikacje - tłumaczy Marzena W. - Żadnego plagiatu nie dopuściłam się.
Panie doktor zauważyły także, że w jednym z artykułów dr Marzena W. powołuje się na swoją książkę ,,Znaczenie ekspertyzy chemiczno-toksykologicznej przy ujawnianiu przypadków zbrodniczych otruć", której nie znalazły nawet w Bibliotece Narodowej w Warszawie. Podejrzewają, że ta praca nie istnieje.
Ich podejrzenia wzbudziła także rekonstrukcja wypadku księżnej Diany, która znalazła się w branżowym czasopiśmie ,,Problemy Kryminalistyki". - W. nie jest biegłą z zakresu wypadków samochodowych. Posłużyła się fotografiami z internetu i przepisała część podręcznika do kryminalistyki, nie wskazując źródła. Jak mogła dokonać rekonstrukcji wypadku, skoro akta śledztwa w sprawie śmierci członka rodziny królewskiej są objęte tajemnicą? Naukowiec nie powinien posługiwać się jedynie artykułami prasowymi lub internetowymi - wylicza błędy Bronowska.
Katedra na zakręcie
Wyniki wewnętrznego śledztwa panie doktor przekazały w maju 2008 r. ówczesnemu dziekanowi wydziału prawa prof. Stanisławowi Czepicie. Postępowanie wyjaśniające uczelnia wszczęła w lipcu. Prowadził je ks. prof. Andrzej Offmański. - Wyniki i wniosek o wszczęcie postępowania dyscyplinarnego w stosunku do dr Marzeny W. pod koniec listopada przekazałem rektorowi - mówi Offmański. Szczegółów ustaleń nie chce zdradzić.
Bronowska i Żywucka-Kozłowska zawiadomiły też prokuraturę Szczecin-Śródmieście (prokuratorskie postępowanie trwa) oraz departament spraw pracowników Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Pod koniec października ministerstwo poprosiło rektora US o informację, dlaczego sprawa plagiatu nie została do tej pory wyjaśniona.
Obecnie w katedrze kryminalistyki i kryminologii - z powodu braku tytularnego profesora po odejściu Karola Sławika - ustanowiony jest kurator. Na stanowiskach adiunktów zatrudnionych jest dwóch doktorów - minimum, by katedra mogła istnieć.
- Sytuacja jest kłopotliwa. Los katedry rozstrzygnie się po zakończeniu wszystkich postępowań - komentuje prof. Henryk Dolecki, dziekan wydziału prawa i administracji US.
Plagiat na plagiat
Dr Bronowska i dr Żywucka-Kozłowska także były oskarżone o plagiat. W lutym 2007 r. rzecznik dyscyplinarny US rozpoczął wobec nich postępowania wyjaśniające, a następnie dyscyplinarne oraz zawiadomił prokuraturę. W ich obronie stanął prof. Karol Sławik, który zwrócił się do Polskiego Towarzystwa Kryminalistycznego o opinie na temat swoich podwładnych. Rzetelność i uczciwość naukową obu pań potwierdził m.in. rzekomo splagiatowany przez nie prof. Tadeusz Tomaszewski, przewodniczący rady naukowej PTK. W marcu 2008 r. prokuratura śledztwo umorzyła, bo nie dopatrzyła się znamion czynu zabronionego. Mimo to uczelniana komisja dyscyplinarna ukarała dr Żywucką-Kozłowską (pod jej nieobecność) naganą i zakazem pełnienia funkcji kierowniczej przez dwa lata. Sprawa jest obecnie w Centralnej Komisji Odwoławczej w Warszawie. Wobec dr Bronowskiej postępowanie dyscyplinarne trwa. W czerwcu 2008 r. dr Bronowska została zwolniona z pracy. Oficjalny powód - brak wystarczającej liczby godzin dydaktycznych w katedrze. Obecnie obie panie doktor pracują na wydziale prawa Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie.
Czy to mobbing?
Jutro przed sądem pracy rozpocznie się proces, który dr Bronowska wytoczyła uniwersytetowi.
- Zostałam zwolniona wbrew przepisom prawa. Przez dwa lata nie finansowano naszych publikacji naukowych i wyjazdów na konferencje, władze wydziału nie odpowiadały na kierowane przez nas pisma, nie dano nam prawa do obrony. Uważam to za mobbing.
- Dr Bronowska ma prawo kierować swoje oskarżenia. Zadaniem sądu będzie wydanie werdyktu - komentuje zarzuty dziekan Dolecki.